Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 36 из 43

…zatem niespodziewane wejście Isaka wszyscy przyjęli ze zdziwieniem i lękiem. Ta wizyta nie zapowiadała niczego dobrego. Ludzie w długich sukniach żądali, by to do nich przychodzono, nawet z najdrobniejszą sprawą. Miało to swoje zalety: budowało wysoką pozycję kapłanów, a tym samym nowego Boga.

– Ezrę zaniepokoiło twoje imię, Arielu – rzekł Isak drżącym głosem, przyjmując z wdzięcznością z rąk Gai miskę z gorącą zupą. Za oknami było zimno, hulał lodowaty północny wiatr i wielkimi płatami sypał śnieg.

Przybyła Królowa Śniegu. Musnęła brzegiem płaszcza Ezrę, oziębiła jego serce, a on tego nawet nie poczuł. Stary czarownik miał rację, wieszcząc, że prawdziwe imię Błazna niesie kłopoty – przelotnie pomyślał Jon.

– Co złego znajdujesz w imieniu Ariel? – zdziwiła się Gaja. – Brzmi tak pięknie i melodyjnie jak muzyka piszczałek i bębnów lub śpiew przelotnych, wędrownych ptaków. Nawet myślałam, czyby nie nadać tego miana naszemu synowi, gdyż Jon nie chce, żeby nosił imię ojca…

– Niech cię Bóg przed tym chroni! – zawołał Isak. – Wedle Ezry imię Ariela brzmi obco. Bardzo obco. Wielu naszych braci będzie sądzić podobnie. Nie narażaj swego syna na złą dolę, Gaju, gdyż imię określa przyszłe życie człowieka. Arielu, powiedz nam szczerze, czy przybyłeś tu z i

– Co to znaczy, że jego imię brzmi obco? I czemu w tym, że Ariel mógłby przybyć z i

Ariel milczał, przysłuchując się tej wymianie zdań. Zmarszczył brwi, kąciki ust bezwiednie mu opadły i wydał się starszy niż dotąd. Wreszcie powiedział:

– Zdziwisz się, Isaku, ale urodziłem się właśnie tu, w kraju Jona i Gai. To moi rodzice przywędrowali z daleka, z krajów gorących, suchych i niebezpiecznych, gdzie wciąż toczyły się jakieś wojny. Nim tu osiedli, tułali się po różnych krajach i miastach, a w żadnym nie życzono sobie ich obecności. Tu ich przyjęto. Tu przyszedłem na świat. I jestem z tej ziemi, nie z obcej.

– Ezra mówi, że obojętne, gdzie byś się narodził, jesteś obcy. On w gruncie rzeczy nie pyta o to, gdzie się urodziłeś. Pyta, szukając potwierdzenia, a nie odpowiedzi, czy to prawda, że wierzysz w i

– Będąc Błaznem, zapomniałem, że jako Ariel urodziłem się do cierpienia. Ezra mi to przypomniał. To dobrze, gdyż nie wystarczy, narodziwszy się po raz wtóry, pamiętać tylko swoje imię. Musi się jeszcze sięgnąć do korzeni. Teraz je odgrzebię, Isaku, dotknę ich szorstkiej powierzchni, przypomnę sobie, jaki mają zapach i smak. Po słowach Ezry już wiem, że mają one słony smak. Smak łez. To były łzy mojej matki, gdy wypędzano nas z kolejnych miejsc, gdy mówiono, iż jesteśmy obcy i nigdzie nie mogliśmy znaleźć bezpiecznego domu…

– Dlatego włożyłeś strój Błazna – szepnął Jon. – Schroniłeś się w nim przed odrzuceniem.

– Zasłoniłeś się śmiechem, bo śmiech rozbraja wrogów – dodała Gaja.

– Tak. Bałem się wrogów moich rodziców, którzy byliby także moimi wrogami. Bałem się wygnania. I wiecznej tułaczki. Ale dziś urodziłem się na nowo. I jako nowo narodzony nie boję się niczego ani nikogo. Także Ezry – rzekł Ariel.

Gaja położyła dłoń na jego smagłej ręce. Jon przykrył ich dłonie swoją. Stary Isak uśmiechnął się nagle drżącymi wargami i położył na wierzchu swą suchą, zmarszczoną dłoń. Milcząc, patrzyli na siebie, a w tej ciszy słyszeli, jak śnieg wielkimi, mokrymi płatami otula dach nad ich głową.

– Ezra nic ci nie zrobi. Na razie nic. Być może wszystko będzie dobrze. Ale to zależy od wiatrów, jakie powieją, a one bywają zmie

Gdy Gaja przygotowała posłanie dla Ariela w jego izdebce, a potem przeszła do wspólnej z Jonem izby, jej mąż nachylił się ku przyjacielowi i szepnął:

– Pewnego dnia… sam będziesz wiedział kiedy, otrzymasz znak… otóż pewnego dnia powierzycie mego syna kapłanowi imieniem Ezra, a sami opuścicie to miejsce, przenosząc się tam, gdzie będzie bezpiecznie dla was obojga.

– Nie ma takich miejsc. Przynajmniej dla mnie. Zapomniałem o tym, rodząc się po raz wtóry. Ezra tego nie wymyślił, on mi to tylko przypomniał, więc go nie winię – szepnął Ariel.

– Są bezpieczne miejsca. Muszą być – powiedział cicho, lecz z przekonaniem Jon. – Być może są bezpieczne na krótko, ale są. Będziecie zatem wędrować. Wiecznie się tułać. I to wcale nie będzie tak złe, jak sądzisz. Gdy przemierzasz świat, wciąż zmieniając miejsca pobytu, ludzie wydają się lepsi. Powietrze jest lżejsze i czystsze, a trawa bardziej zielona, śpiew ptaków bardziej melodyjny, a zachody słońca za każdym razem i





– Jonie, pora spać! Dla Ariela to także był ciężki dzień, musi wypocząć! – zawołała Gaja z drugiej izby.

– Wypocząć… – uśmiechnął się Ariel. – Ja muszę myśleć. Muszę wydobyć z niepamięci wszystko, co dotyczy mojej rodziny, sięgnąć do moich korzeni, o których zapomniałem. Może wieczna wędrówka to dobry sposób na ich szukanie. Na razie przywołałem tylko słony smak łez, ale przecież były tam też słodkie zapachy, rodzynków, migdałów, ma

Nazajutrz Ezra, spotkawszy Ariela w Wiosce, spojrzał na niego chłodno i podziękował za pomoc w nauczaniu dzieci.

– Znajdź sobie i

– Nie będziesz miał ze mną żadnych kłopotów – przyrzekł Ariel kornym głosem. Z głębokich mroków swej pamięci wydobył dawno zapomniany ton głosu swego ojca, jakim przemawiał do wielmożów, wytykających mu obcość. Krnąbrny, szyderczy śmiech Błazna Ariel zmienił na nowy, dziwnie brzmiący w jego uszach wiernopoddańczy ton. Brzydził go, lecz równocześnie przypominał słowa, jakimi ojciec pouczał matkę: “Między wrogami mów szeptem, być może wezmą cię za przyjaciela…”

Jon, chcąc znaleźć Arielowi nowe zajęcie, zaofiarował się nauczyć go, jak się poluje w Puszczy i jak wyprawia się skóry dzikich zwierząt, lecz przyjaciel sam znalazł sobie zatrudnienie. – Moi przodkowie mieli talent do handlu. Sam zresztą sprzedawałem żarty, nie lubiłem rozdawać ich darmo. Mam pomysł na zajęcie, które przyniesie korzyści zarówno Plemieniu, jak i mnie – oświadczył.

Wkrótce przy jednej z wioskowych dróg stanęła drewniana buda, Ariel zaś zaczął gromadzić w niej to, czego potrzebowali na co dzień i od święta mieszkańcy Wsi. Kupował barwiony len i utkaną wełnę od kobiet z Wioski, miód od bartników, futra od myśliwych, świeże ryby od rybaków; przywoził z Miasta sól i kaszę, gliniane naczynia, żelazne garnki, zdobne paciorki i wstążki dla dziewcząt, a ostre noże dla mężczyzn.

– Cywilizacja – uśmiechnął się Jon, gdy ujrzał ten pierwszy w Puszczy kram z towarami.

– Wygoda – skomentowało Plemię, bezwiednie utożsamiając Cywilizację wyłącznie z wygodą.

– Chytrość – pomyślał nie bez racji Ezra, gdy pewnego dnia Ariel przywiózł z Miasta belę pięknej koronki i ofiarował ją młodemu kapłanowi, który bez oporu przyjął ów ce

– Myślałem, że Bóg Dobroci wolałby za ołtarz polny kamień, niż taki wystrojony stół – zastanawiał się głośno Jon, gdy odwiedził świątynię.

– Nie jest winą Boga ani jego kapłanów, że wierni wolą widzieć siłę i moc tam, gdzie kapie od złota, niż gdzie mech otula polne kamienie – powiedział mu Isak.

To właśnie stary kapłan, nie szaman, przypomniał Jonowi, że pora mu ruszać.

– Nigdzie się już nie wybierasz? – spytał niespokojnie pewnego dnia, spotykając Jona w świąty

– Zawsze z tym zwlekałem, a tym razem zwlekam ponad miarę – wyznał kapłanowi. Isak spojrzał mu w oczy i młody człowiek pojął, że starzec wie; że zna powód, dla którego Jon opóźnia ruszenie w ostatnią Drogę.

Ale dłużej nie można było zwlekać, choć z drugiego brzegu Rzeki nikt już nie wołał w mroźne noce. Jon udał się zatem do szamana. Czarownik nie opuszczał już namiotu, zwłaszcza że śnieg zasypał wszystkie ścieżki i Jon brnął nad Rzekę poprzez wielkie zaspy. Nikt z Plemienia nie odgarnął tej zimy śniegu od namiotu starca, choć jeszcze zeszłego roku ludzie chętnie go odwiedzali.

Przestali się bać, a wdzięczność ma najkrótszą pamięć ze wszystkich ludzkich uczuć – pomyślał Jon. Na śniegu zauważył tylko ślady drobnych stóp Gai, która co dzień nosiła szamanowi gorący posiłek. Ogień rozpalali mu Jon na zmianę z Arielem, lecz że nie miał kto go podtrzymywać, więc szybko wygasał.

Starzec leżał w łożu, przykryty futrami. Jego pergaminowa twarz sprawiała wrażenie tak drobnej i kruchej, że Jonowi wydało się, iż pod dotknięciem rozsypałaby się w pył, jak zwierzęce i ludzkie czaszki leżące u zbiegu Kamie