Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 15 из 43

– Biel… białe… biel… – pomyślał instynktownie, aby przywołać tamten obcy świat. Gdy wpatrywał się w ślad za spojrzeniem Bezimie

– Bure… szare… bure… Bure jak zmęczona ziemia… jak wykarczowany skrawek Puszczy… BURE…

– Dlaczego zawsze nosisz bury, brzydki przyodziewek, obojętne, czy udajesz Dziewicę czy mężczyznę? – spytał Dziewczyny, ale ona nawet nie odwróciła w jego stronę ostrzyżonej na jeża głowy. Widział tylko jej ostry profil i wysoko rzeźbione kości policzkowe. Jon niepotrzebnie pytał, gdyż bury płaszcz idealnie wtapiał się w równie burą, zmęczoną, jesie

Ponieważ Dziewczyna nie była arystokratką, tylko wieśniaczką, więc nie opuścili zamku, lecz ubogą wioskę Domremi, zamku dopiero szukali, błądząc bocznymi drogami, aby uniknąć zbędnych pytań i podejrzeń ze strony napotkanych ludzi, swoich i obcych. A zwłaszcza najeźdźców.

– Kto tak nieudolnie ściął ci włosy? – spytał nie zrażony jej milczeniem, przypominając sobie długie, ciemne warkocze i porównując je z ostrzyżoną na jeża głową. Wygląda okropnie – pomyślał. – Nigdy nie była piękna, ale teraz, gdy nie ma włosów, jej wielkie oczy przypominają oczy wariatki…

– Sama je ścięłam. Sierpem – odparła Dziewczyna i nagle uśmiechnęła się. Błysk jej zębów w śniadej twarzy wydał się Jonowi krótkim, oślepiającym błyskiem słońca. Mimo wszystko ją lubię, może nawet kocham, pomyślał i zaraz dodał w duchu: Kocham ją jak siostrę. Uzupełnienie to wydało mu się konieczne, gdyż gdzieś głęboko, wewnątrz własnego Ja, czuł, że jest ktoś i

– Po co to wszystko? – drążył dalej. Jej wyniosłość była śmieszna, ponieważ nikt lepiej od niego, chłopca z sąsiedniej zagrody, nie wiedział, kim ona jest: wiejską dziewuchą, niespecjalnie ładną, mało rozgarniętą, w dodatku cieszącą się złą sławą.

– Słyszałam Głosy, przecież wiesz – odparła posępnie i znów umilkła. Właśnie, słyszała Głosy. Stąd brała się jej zła sława we wsi, bynajmniej nie z obściskiwania się z chłopakami. Jej ojciec, stary Dark, miał opinię chłopa pracowicie, choć bez sukcesów, uprawiającego małe poletko. Matka Dziewczyny była niczym nie wyróżniającą się chłopką, z niczym nie wyróżniającej się wioski Domremi. Urodziła kilkoro niczym nie wyróżniających się dzieci, z wyjątkiem Dziewczyny, która od trzynastego roku życia “słyszała Głosy”.

Gdyby choć proboszcz uznał je za Głos Boga… – westchnął w duchu Jon. – Ale proboszcz patrzył z przyganą na chudą pasterkę krów obwieszczającą wszem i wobec, że prawie co dzień, pasąc cztery kościste krasule na łąkach za wioską, rozmawia ze świętym Michałem, świętymi Małgorzatą i Katarzyną.

Troje świętych naraz… Ciekawe, czy mówią do niej chórem, czy każde z osobna? – myślał z przekąsem Jon. – Żebyż choć upierała się przy jednym lub wybrała sobie bardziej znaczące boskie istoty niż ta trójca, Małgorzata, Katarzyna, Michał. Kto o nich słyszał? Kto o nich coś wie? Święty Augustyn, Piotr, Tomasz… to są prawdziwi, poważni święci! Gdyby któryś z nich z nią rozmawiał, może wtedy choć proboszcz by jej uwierzył, bo biskup nie chciałby o niej słyszeć, nawet gdyby gawędziła co dzień z samą Marią Magdaleną…!

A jednak Głosy powiedziały jej pewnego dnia, że musi ruszyć, by przywrócić na tron prawowitego króla. Początkowo wszyscy się z tego śmiali. Nawet ludzie z natury zabobo

Nagle do ubogiej zagrody rodziny Darków zaczęli zjeżdżać możnowładcy, by uspokoić “słyszącą”. Chce sobie rozmawiać ze świętymi – proszę bardzo. Byle nie na tematy państwowe. Tron zresztą opanowali już najeźdźcy i nikt tego nie zmieni; nawet cały zastęp świętych, a co dopiero święci tak niskiej rangi, jak Katarzyna, Małgorzata i Michał, mało znani i mało mogący.





– Chcesz, Dziewczyno, to tu, gdzie pierwszy raz usłyszałaś Głosy, zbuduję z własnych funduszy kapliczkę, do której będą mogli przychodzić paralitycy, ślepi, by czekać na cud przywrócenia zdrowia. Tylko nie mieszaj się do polityki. Powiedz tym… tym swoim Głosom, żeby przestały zajmować się kwestią tronu. To sprawa raz na zawsze rozstrzygnięta. Tron przypadł najeźdźcom i kwita. Niech twoi święci mówią o Bogu, nie o królach, niech się wypowiadają o kościele, nie o tronie – mówił możnowładca z Wokuler.

– Nie mam na to wpływu, mój panie. Głosy mówią to, co chcą mówić – odpowiadała niewzruszenie Dziewczyna. – Najpierw mówiły tylko o wierze i miłości, ale od trzech miesięcy powtarzają co dzień to samo: że mam do spełnienia misję powierzoną przez samego Boga. Tą misją jest przywrócenie na tron prawowitego króla. Prawowitym królem, mój panie, jest delfin, syn nieżyjącego monarchy, krew z naszej krwi, nie najeźdźca.

– Ty, głupia szesnastolatka z zabitej deskami wsi Domremi z ubogiego, nic nie znaczącego rodu, masz dokonać tego, co nie udało się całej armii? Ba, wielu armiom! Przecież tę wojnę toczymy już od stu lat i od stu lat ją przegrywamy! Stary król nie żyje, młody schronił się na zamku w Szinie, na tronie osadzono monarchę najeźdźców! I zatwierdzono to traktatem, rozumiesz, głupia dziewko?! Traktatem, podpisanym przez najszlachetniejszych panów z obu krajów! Jak chcesz to odwrócić?! – wołał w gniewie możnowładca z Wokuler, a Jon, przycupnięty za płotem domostwa Darków, podsłuchiwał ich rozmowę, pełen mieszanych uczuć. Wszystkie wiejskie wyrostki zawsze obśmiewały “Głosy” i,,pogaduszki” tej Dziewczyny ze świętymi. Niejeden kamień przeleciał obok jej głowy, niejeden ją trafił. Tylko Jon, kierowany nie wiedzieć jakim impulsem, bronił jej przed złośliwością bliźnich. To on uspokajał rozjuszonego starego Darka, gdy ten groził, że,,pasem wytłucze z Dziewczyny bajdurzenie o Głosach”. Ale Jon też się zaniepokoił, gdy – zamiast niewi

– Więc czego chcesz? – spytał jej wtedy zmęczony możnowładca z Wokuler. – Zrobię wszystko, abyś przestała gadać, gdyż będą z tego same kłopoty.

– Chcę sześciu zbrojnych dla ochrony, gdy będę przedzierać się przez kraj do delfina. A zresztą… Wystarczy pięciu, szóstego mam. Dasz mu tylko konia i zbroję.

Podsłuchujący za płotem Jon zesztywniał: wiedział, że tym szóstym ma być on. To jasne, że potrzebowała choć jednej przyjaznej duszy; ale skoro ona z własnej woli, a raczej z własnej głupoty, wplątuje się w tę awanturę, to jakim prawem wciąga też jego? Tak mu odpłaca za to, że bronił jej przed drwinami wsi…?! Zamiast robić karierę na zamku możnowładcy z Wokuler, gdyż umie czytać i pisać, będzie uchodził za wspólnika małej wariatki z Domremi?!

– A co zrobisz, jeśli to ci się uda? Załóżmy, że nie wpadniesz przedwcześnie w łapy najeźdźców, przedrzesz się do Sziny i trafisz przed oblicze delfina? – spytał nagle możnowładca.

– Powiem mu: Panie i Królu mój, daj mi armię, a odbijemy miasto Orlin, pokonamy najeźdźców, a ty wrócisz na tron. Tego chce Dobry Bóg, powiedział mi to ustami świętych Małgorzaty i Katarzyny, z Michałem do pomocy. A oni nigdy się nie mylą. Omylność to cecha ludzka, nie boska – odparła z mocą Dziewczyna.

Możnowładca z Wokuler długo milczał, jakby ważył w duchu to, co powiedziała. Jon, biegły w rozumieniu możnych tego świata, domyślał się, co może myśleć:,,Jeśli ta wariatka zostanie tu, jako moja poddana i nadal będzie rozpowiadać wszystkim, kto tylko zechce słuchać, że trzeba pokonać najeźdźców i przywrócić tron delfinowi, wcześniej lub później dotrze to do zaborców, a ich król osadzi mnie w twierdzy lub zetnie mi głowę za tolerowanie jawnego podburzania do buntu. Zatem by ocalić siebie i swoje stanowisko, muszę zamknąć jej usta. Ale jak to przeprowadzić, jak uciszyć prostaczkę i wariatkę? Chyba żebym ją zabił. Lecz gdybym ją zabił, jej wyznawcy zrobiliby z niej świętą. I to jaką: świętą męcze

…Na wszelki wypadek w drużynie zbrojnych będzie jeden zaufany. Wiele wskazuje na to, że możnowładca wybierze właśnie mnie, Jona. Skoro tak, zapewne wkrótce wezwie mnie na sekretną rozmowę… – dokończył myśl możnowładcy Jon.

– Dobrze, otrzymasz pięciu zbrojnych, a także konia i dodatkową zbroję. Skoro tak bardzo chcesz, to… – zaczął możnowładca, ale Dziewczyna przerwała mu, co wywołało dreszcz zgrozy u Jona, gdyż nikt zdrowy na umyśle nie przerywa możnowładcom. Ona, co prawda, nie była zdrowa…