Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 45 из 48

Minął co najmniej kwadrans, nim trzepoczące powieki śpiącej od tygodnia Pani Samej zaczęły znowu uchylać się, opadać, znowu zatrzepotały i opadły, by wreszcie otworzyć się szerzej, szeroko, bardzo szeroko.

– To ty? – szepnęła, a wszystkie głowy nachyliły się ku niej, chcąc usłyszeć, co powie pacjentka, u której nie stwierdzono żadnego fizycznego urazu, zapadła jedynie w sen, jak królewna na Szklanej Górze.

– Ja – przytaknął Pan Sam, tak cicho i nieśmiało, jakby z chwilą jej przebudzenia powrócił z ulgą do starej, wygodnej skorupy. Lecz ona powiedziała:

– Chciałabym wrócić do domu.

– Do domu? Jak tylko wydobrzejesz… – zgodził się Pan Sam.

– Ale ja nie chcę wracać do tamtego domu – powiedziała Pani Sama z niepojętym zdecydowaniem. – Chcę wrócić do domu, o którym śniłam.

– Po wybudzeniu się ze śpiączki pacjenci często bredzą. Niedotleniony mózg, pan rozumie… – szepnął uspokajająco lekarz. Pan Sam zrozumiał.

– Jaki to był dom? – spytał cicho.

– Normalny – odparła.

– Zrobimy wszystko, żeby od dziś był to normalny dom – powiedział Pan Sam, a Pani Sama uśmiechnęła się z pewnym trudem, gdyż w swym życiu rzadko się uśmiechała.

Ewa biegła do domu jak na skrzydłach.

– Obudziła się! – zawołała od progu i natychmiast otoczyli ją dorośli.

– I co? Wszystko dobrze? Cała i zdrowa? Nic jej nie dolega? – padały pytania A

– Wszystko w porządku – odparła dziewczynka. Tak, wszystko było w porządku, choć inaczej. Ewa miała świadomość, że Pani Sama obudziła się jako i

“Zmieniłam jej zapis”, zrozumiała i pomyślała, że odpowiedzialność Anioła Stróża to straszliwy ciężar. Po tej kładce nad przepaścią, z babcinego oleodruku, nie stąpa para beztroskich dzieci, gdyż skrzydlata Istota – mimo miłości – musi wybrać dla nich nieraz ból, cierpienie, strach lub śmierć. Równocześnie swój zapis może zmienić sam człowiek. Pani Sama nie musiała wchodzić na jezdnię za szczeniakiem. Ewa zaś, jako pięcioletnie dziecko, nie musiała iść łąką za frunącymi Aniołami. Życie obu potoczyłoby się wówczas inaczej. Jak?

Ewa po raz pierwszy tak dobitnie pojęła, że wszystkie, nawet najmniej znaczące z pozoru decyzje mogą całkowicie odmieniać losy ludzi. Do zmiany losu wystarczy mały, malutki kamyczek, o który ktoś potknie się i nawet go nie zauważy.

“Bycie człowiekiem jest równie trudne jak bycie Aniołem!”, zdziwiła się. “Zwłaszcza że Anioły, jak pisał Swedenborg, mają przed sobą nieskończoną ilość czasu, a my mamy go tak mało…”

I Ewa, która szybko, coraz szybciej dojrzewała, poprzysięgła sobie, że jeśli Anioł Stróż pomoże jej wywinąć się strasznej chorobie, to resztę swego życia spędzi, ceniąc sobie każdą godzinę i minutę.

Dorośli, odkąd pióro zaczęło rosnąć i zwielokrotniać Moc, przestali swobodnie wchodzić do pokoju Ewy, a jeśli to robili, nigdy nie zaglądali za szafę. Wszyscy troje – A

Od dnia, gdy zrozumieli, że Ewa zaczęła pojmować sens anielskich ingerencji w życie człowieka, nie usiłowali jej w tym pomagać ani dociekać prawdy. Odkryli, że trochę się tej prawdy boją. Przeczuwali, że nie odbywa się to bezkarnie i że jest jakaś cena, którą ta drobna dziewczynka będzie musiała kiedyś zapłacić za cud, który powoli się spełnia.

– To jest sprawa między nią a… a tym Bezdomnym – powiedział kiedyś Jan, któremu słowo “Anioł” nadal z trudem przechodziło przez gardło. Nie dlatego, żeby w niego nie wierzył. Raczej bał się, że głośne nazwanie Bezdomnego Aniołem zniszczy całą cudowność i magiczność ich spotkania.

Amerykanki, założycielki stowarzyszenia ludzi, którzy spotkali swego Anioła Stróża, wydawały mu się teraz irytujące i śmieszne. Uważał, że popełniły świętokradztwo. Owszem, pomogły mu, poprzez Internet, trafić na pierwsze “anielskie tropy”, lecz posunęły się zbyt daleko, nakłaniając ludzi do zwierzeń, i publikując je. Nie tylko dlatego, że wśród tych ludzi byli kłamcy, szaleńcy i mitomani. Jan po prostu był pewien, że wszystko, co dzieje się pomiędzy człowiekiem a jego Aniołem, jest prywatną, niezwykle intymną sprawą, o której nie wolno opowiadać i

A





– Nie teraz – powiedziała. – Jeszcze nie skończyłam. Jej modlitwa w glinie wciąż trwała. Babcia o cud życia dla wnuczki modliła się codzie

Wszyscy razem, A

Gdy Ave przebywał jeszcze na Drabinie, bardzo lubił rozmowy ze współbraćmi o ludzkich Istotach. Jako bardzo młody Anioł po raz pierwszy otrzymał pieczę nad człowiekiem (a właściwie: człowieczkiem), więc chłonął wszystko, co mówili starsi, bardziej doświadczeni.

– Istoty ludzkie są niekiedy ślepe, jak małe kociaki czy szczenięta. Wydaje się, że mają oczy do patrzenia, uszy do słuchania i umysł do myślenia, a tymczasem nie widzą, nie słyszą i nie myślą – mówił Archanioł Michał. Jako jeden z najstarszych, rzadko sprawował pieczę nad ludźmi, tylko wówczas, gdy w czyimś zapisie pojawiał się element niezwyczajności i nie wolno było popełnić błędu. Aniołom, niestety, też zdarzały się błędy. Także one, podobnie jak człowiek, a nawet Bogowie, były omylne.

Archanioł Michał oddawał się głównie rozmyślaniom. Niekiedy zwierzał się młodszym braciom ze swych przemyśleń.

– Zdarza się też, choć rzadko, że Istoty ludzkie obdarzone są anielskim zmysłem – ciągnął w zadumie Archanioł Michał. – Przeczuwają to, co nastąpi lub może nastąpić. Widzą i rozumieją rzeczy, których i

Ave przypomniał sobie, jak jego młodsi współbracia opowiadali o wyjątkowości Istot oddanych im w opiekę. Bywali dumni z ludzi, bywali też bezsilni. Człowiek mógł współdziałać z Aniołem w wyborze dla siebie najlepszego losu, mógł też wszystko zepsuć.

– Łatwość, z jaką ludzkie Istoty psują to, co w nich najlepsze, wzbudza w nas nieustające zdumienie – wyznał Archanioł Michał.

A teraz zdumienie Avego budziło tempo, w jakim zmieniała się mała ludzka Istota oraz jej rodzina. Jej bliscy otwierali szeroko oczy, widząc to, czego i

“Ileż mógłby człowiek, gdyby tylko chciał się doskonalić i gdyby wiedział, o jaką doskonałość chodzi. Może mógłby więcej niż my?”, myślał Ave.

…w przytułku, mimo nocnej pory, wybuchnął nagle niespokojny gwar, zapalono wszystkie lampy. Ave sięgnął pod poduszkę i włożył swoje czarne, plastikowe okulary. Ktoś głośno krzyczał. Jakaś kobieta płakała, a i

– Oni wszyscy tak kończą, kochana… Daj spokój, nie ma co płakać…

Ave przymknął oczy i ujrzał obraz ogrodzonego gęstą siatką dziedzińca: na wilgotnym, błotnistym bruku leżało czyjeś ciało, z członkami rozrzuconymi nienaturalnie, jak u szmacianej lalki. Wokół stali ludzie z przytułku, świecąc latarkami.

– Który to? – spytał jakiś mężczyzna w mundurze.

– To Dziadek – powiedziała salowa z grubym głosem. – Nie znam nazwiska. Oni nie mają nazwisk. Ale to Dziadek, bo pokazywał zdjęcia wnuków. Nikt nie wierzył, że one istnieją, ale ktoś nazwał go Dziadkiem, i tak zostało.

– Gdzieś chyba znajdziemy jego nazwisko? Musiał mieć jakieś dokumenty. Trzeba poszukać w ubraniu – powtórzył mężczyzna.

– Oni nigdy nie mają dokumentów. A w kieszeni pewnie mieć będzie kawałek sznurka, szklaną kulkę, kolorową etykietkę. Jak dziecko. Bo oni są jak dzieci.

Ave rozwarł szeroko oczy przysłonięte plastikowymi okularami. Nie musiał wstawać z łóżka, by widzieć. I ujrzał niewielki płomyczek, który opuścił ciało Dziadka i unosił się teraz nad dziedzińcem. Po chwili płomyczek pofrunął nieśmiało ku najbliższemu drzewu i przysiadł na jednym z konarów, jak mały ptaszek. “Anioł Stróż nauczy go fruwać, a wtedy Dziadek zobaczy swoje wnuki”, pomyślał Ave.