Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 19 из 48

Rozdział ósmy

Adam miał wolną niedzielę, pierwszą od paru tygodni, gdyż przeważnie w święta wypada mu dyżur – i cały ten dzień mógł poświęcić Jonykowi. Pomyślałam więc, że pora odwiedzić sierociniec.

Od dwunastu lat przynajmniej raz w miesiącu jadę do sierocińca i spędzam w nim dzień, dwa lub więcej. Właśnie dwanaście lat temu opuściłam jego mury. Ja, jego wychowanka.

Po raz pierwszy nie byłam w sierocińcu aż tak długo, ponad pół roku, z powodu narodzin Jonyka. Z niemowlęciem trudno jest podróżować, choć do sierocińca jedzie się autem najwyżej półtorej godziny. Nasze osiedle leży koło miasta, a sierociniec też, lecz w przeciwnym kierunku i trzy razy dalej. Miasto trzeba objechać ruchliwą obwodnicą lub pchać się przez centrum, utykając w korkach. Wybrałam obwodnicę, gdyż monoto

Od dnia, gdy mając osiemnaście lat, opuściłam mury sierocińca i usamodzielniłam się, myśli o nim towarzyszą mi niemal dzień w dzień, a czasem i w nocy. Moje życie w sierocińcu rzadko było miłe, wspomnienia o nim mam różne i niektóre są jak se

Cecylia i ja jesteśmy niemal rówieśnicami. Ja dopiero co skończyłam trzydziestkę, a Cecylia trzydzieści pięć lat. Dziś jest to różnica niewielka, lecz wówczas, dwadzieścia siedem lat temu, gdy pierwszy raz zjawiłam się w sierocińcu, była to różnica ogromna: Cecylia miała już lat osiem, a ja dopiero trzy. I z wyżyn tego starszeństwa umiała w mojej obronie stawić czoło nawet dwunastolatkom.

Niestety, w sierocińcu prawie natychmiast zetknęłam się z bezmyślnym lub świadomym okrucieństwem i

Póki nie dorosłam, siostra Amata nie mówiła mi prawdy o moim pochodzeniu. Kłamała, mimo że zako

Siostra Amata dość późno odkryła, że być może popełniła błąd. Oto zbliżałam się do lat osiemnastu, lada miesiąc miałam opuścić sierociniec – i zaczęłam zamęczać przełożoną o bliższe szczegóły na temat mojej rodziny. Oznajmiłam jej też zdecydowaną wolę szukania. Owszem, mama i tato zginęli w tym samochodowym wypadku, ale musieli mieć jakichś krewnych! Nie urodzili się przecież w baśniowej, nierealnej krainie ani nie spadli z Księżyca, nie mogli więc być całkiem pozbawieni kuzynów czy powinowatych! A w najgorszym razie bliskich przyjaciół! I nawet, gdybym miała spędzić na tym zadaniu resztę życia, to ich znajdę. – Muszę ich znaleźć! – oznajmiłam siostrze Amacie. – Wszystko i





Zawsze będę mieć przed oczami tamten wieczór. Mam go nawet teraz, jadąc do sierocińca, po dwunastu latach od tamtego dnia. To był dzień równie ponury i mroczny od ołowianych chmur, jak słowa, które z trudem wydobywał z siebie moja przełożona, opiekunka i zastępcza matka:

– Ewo, ty nie masz żadnych krewnych. To znaczy, że pewne gdzieś ich masz, ale nie jest możliwe, żebyś ich znalazła. Gdyby to było możliwe, to my już dawno byśmy ci ich znaleźli. Ja skłamałam… Wiem, siostrze zako

– Znajdą? – powtórzyłam, drżąc, gdyż oto nagle musiałam rozstać się z tymi, których, choć byli martwi, kochałam nad życie i spędziłam z nimi kilkanaście radosno-smutnych lat. Ba, z różnych kolorowych magazynów wycinałam zdjęcia młodych, ślicznych kobiet i przystojnych mężczyzn, przywieszałam je nad łóżkiem, tam gdzie i

Najczęściej i tak nie udawało mi się ujść przed ich okrucieństwem. Na przykład, co doskonale pamiętam do dziś, pewnego dnia Czarna Aneta topiła mnie, trzymając przemocą moją głowę w cuchnącej klozetowej muszli, Ruda Iwona gasiła papierosy na moich plecach, a obie przy tym wołały:

– Jak puścisz parę z gęby, posrana księżniczko, to każemy ci zjeść to gówno! I zlejemy cię kablem, rozumiesz?!

– …lub w nocy powiesimy cię w łazience, a Iwona, która naśladuje każde pismo, napisze twój pożegnalny, samobójczy list – syczała z tyłu Gruba Danka.

Aneta, Iwona i Danka obrabowały wówczas szkolny sklep, a ja, jak zwykle pechowa ośmiolatka, w tym samym się do niego weszłam. I rozpoznałam je. Prześladowały mnie już do końca swojego pobytu w sierocińcu. Odetchnęłam dopiero, gdy go opuściły, ale wówczas byłam już piętnastoletnią dziewczyną. Osiem lat spędzonych pod terrorem tych trzech dziewcząt to było coś nie do pozazdroszczenia. I właśnie to śni mi się czasem do dziś, i właśnie wtedy budzę się z krzykiem… Ale Czarna Aneta, Ruda Iwona, Gruba Danka i im podobne to była tylko jedna połowa obrazu tworzącego sierociniec. Ta mroczna. Ta, która z pięknego niegdyś pałacu czyniła ten budynek ponurym i szarym. Być bowiem jeszcze i

Siostra Amata kochała mnie, i chroniła. Ale nie wiedziała o wszystkim i nie mogła wiedzieć. Przy całej swej dobroci, a może przez nią, siostra Amata nie chciała wierzyć, że wśród wychowanków krzewi się zło. Ja, mimo doznawanych okrucieństw, nie chciałam być donosicielką. Cecylia, starsza o cztery lata, która o sierocińcu wiedziała nieco więcej, choć nie aż tyle co ja, chroniła mnie od pierwszej chwili, ale przecież nie była stale przy mnie obecna. Dla Cecylii i