Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 2 из 80

zakończył się wyjściem z podprzestrzeni niemal na granicy fotosfery lokalnej gwiazdy. Wielki

okręt badawczy wyparował w ułamku sekundy, a o jego zagładzie dowództwo dowiedziało się

z późniejszych analiz drgań pola grawitacyjnego. – Nie czarujmy się. Dopóki nie dotrzemy do

gromad gwiazd w rejonie łącznika, nie mamy co marzyć o podróżach po i

Galaktyki…

– Dlaczego więc nie zaryzykujemy i nie poślemy tam choć jednej sondy? – wpadł mu

w słowo czarny jak otaczająca ten okręt pustka Zahartur Gawrylenko, Noworosjanin i jedyny

w tym towarzystwie mundurowy, sierżant policji z jakiejś zapyziałej kolonii górniczej, której

nazwy nie dało się wymówić. – Moglibyśmy uzyskać wiele odpowiedzi już teraz, nie

czekając, aż…

Uniesiony palec komandora ostudził zapał rekruta.

– Myślisz, chłopcze, że tobie pierwszemu to przyszło do głowy?

Zdezorientowany Gawrylenko milczał, pozostali spoglądali na niego niepewnie, zerkając

od czasu do czasu w kierunku rozbawionego Zachsa.

– Korpus wysyłał już sondy do łącznika? – Krępujące milczenie przerwała dopiero

Danaomi Ritter.

W jej głosie komandor wychwycił zdziwienie, a nawet szczyptę niedowierzania.

– Tak. Wysłaliśmy sondę do jednej z gromad kulistych łącznika – potwierdził po chwili

zastanowienia.

Spodobała mu się reakcja Noworosjanina.

Może chociaż on nie będzie kolejnym tępym narzędziem w rękach przełożonych i wykaże

kiedyś inicjatywę, jak oficerowie, z którymi niegdyś pracowałem – pomyślał.

– Czterdzieści osiem lat temu admiralicja, zniechęcona kilkoma dekadami ciągłych

niepowodzeń, uległa namowom kierownictwa naszej bazy i zgodziła się na wyjątkową misję

bardzo dalekiego zasięgu – powiedział, rozsiadając się wygodniej. – Celem sondy miała być

gromada kulista znajdująca się w samym sercu rozwidlenia. Rozumowaliśmy tak: to przecież

jedyny węzeł komunikacyjny obu ramion. Jedyna droga do centrum Galaktyki z Perseusza.

Jeśli w Drodze Mlecznej istnieje życie rozumne, to właśnie tam znajdziemy jego ślady.

Dowództwo wydzieliło specjalny zespół, w którym znalazło się szesnastu najlepszych

operatorów, w tym i ja… – Zachs przerwał, jakby do niego dotarło, że wykład

wprowadzający zszedł na niewłaściwe tory, ale jego wahanie było krótkie. Niech posłuchają,

może zainspiruje ich do czegoś więcej niż rutynowe odbębnianie służb. – Wtedy mapowaliśmy

niezbadaną przestrzeń nieco inaczej, niż robi się to teraz. Nie było jeszcze mierników van

Vogta, dzięki którym jesteśmy w stanie mierzyć napięcia i odkształcenia przestrzeni, więc

nasza sonda po dotarciu do kolejnego systemu wysyłała drony do wszystkich nowo odkrytych

studni grawitacyjnych, by sprawdzić, dokąd prowadzą. Po ich powrocie nanosiliśmy dane na

holomapę i wybieraliśmy kolejny cel lotu. Trzy lata i osiem miesięcy, tyle potrzebowaliśmy,

by znaleźć drogę do łącznika. Wykonaliśmy w tym czasie trzysta dziewięćdziesiąt cztery skoki,

z czego dwieście sześćdziesiąt osiem było chybionych. Czasami musieliśmy się cofać o osiem

albo nawet dziesięć tuneli czasoprzestrze

dopięliśmy swego… – zawiesił głos, a potem spuścił głowę.

– I co odkryliście? – zapytał po chwili niezręcznej ciszy ktoś z pierwszego rzędu.

Zachs westchnął ciężko.

– Nic. Zupełnie nic. Ani po drodze, ani w łączniku, choć przeczesywaliśmy lokalną

gromadę kulistą przez niemal pół roku, badając każdy tunel czasoprzestrze

tam znaleźć. Trafialiśmy tylko na martwe planety krążące wokół najzwyczajniejszych

w świecie gwiazd. Nie zobaczyliśmy nic, czego byśmy wcześniej nie widzieli na tysiącach

zbadanych światów naszego ramienia. Coś wtedy pękło w ludziach, przekonałem się o tym na





własnej skórze. To był chyba ten moment, w którym ostatecznie straciliśmy nadzieję na

znalezienie braci w rozumie. Po zakończeniu misji zostawiliśmy sondę z przekazem o naszym

istnieniu w łączniku i wróciliśmy do rutynowych lotów, by skupić się na systematycznym

przeczesywaniu bliższej przestrzeni. Kolejne trzydzieści osiem lat…

– Chyba czterdzieści cztery – przerwał mu Gawrylenko. – Jeśli misja do łącznika zaczęła

się czterdzieści osiem lat temu…

Zachs otrząsnął się z zamyślenia. Mało brakowało, a zdradziłby tym szczylom odkrycie

Bety.

– Tak, przepraszam. Rozkojarzyłem się trochę tymi wspomnieniami. Wracając do

właściwego tematu naszego spotkania, od jutra zacznę was wprowadzać w procedury. Potem,

po zdaniu wszystkich testów, dostaniecie przydziały do… – Znów zamilkł, tym razem

zaskoczony pojawieniem się nowej ikonki na holokonsoli. Rubinowy punkt mrugał miarowo,

informując go o oczekującym połączeniu. Chodziło o audiowizualne połączenie kwantowe,

z Gammy, terraformowanej planety, wokół której krążyła stacja korpusu. To musiało być coś

pilnego, inaczej władze kolonii górniczej nie zezwoliłyby na takie obciążenie swoich, niezbyt

przecież wydajnych, reaktorów. – Wybaczcie na moment – mruknął, aktywując pole izolacyjne

wokół stanowiska i równocześnie włączając projektor. Na opalizującej ścianie pojawiła się

widmowa twarz starszego brodatego mężczyzny o oliwkowej skórze, haczykowatym nosie

i bardzo głęboko osadzonych oczach. – Słucham, zarządco Rami…

– Mamy problem ze stacją monitorowania strefy skoku! – wypalił podenerwowany

mężczyzna, zanim jego rozmówca zakończył grzecznościową formułkę powitania, i zaraz

dodał: – Dwie godziny temu otrzymaliśmy informację o wzmożeniu aktywności studni

grawitacyjnej numer pięć, sugerującym wyjście z nadprzestrzeni niewielkiej jednostki, chwilę

później nadeszły dane potwierdzające wykonanie skoku i… – Umilkł na moment, jakby musiał

zebrać myśli. – Tutaj robi się dziwnie. Po pięciu sekundach nadszedł komunikat o kolejnym

skoku, tym razem w przeciwnym kierunku, a potem stacja zamilkła na dobre.

– Nie pinguje…? – zaczął komandor, zanim dotarł do niego właściwy przekaz. Studnia

numer pięć prowadziła do systemu znajdującego się nadal poza granicami Federacji, korzystać

z niej więc mogły wyłącznie sondy korpusu. Żadna z nich jednak nie była w stanie wykonać

manewru, o jakim mówił zarządca. Przygotowanie sprzętu do ponownego skoku trwało co

najmniej sześć minut.

– Możecie sprawdzić, o co chodzi? – Ramirez wykorzystał moment wahania rozmówcy.

Każda sekunda tego połączenia zwiększała koszty. – Wasz okręt znajduje się teraz w połowie

drogi między Gammą a strefą skoku. Dotrzecie na miejsce w niespełna czterdzieści osiem

godzin, pięć razy szybciej niż jakakolwiek nasza jednostka.

Komandor zaklął pod nosem. Awaria stacji monitorowania rodziła poważny problem dla

kolonistów, nie mówiąc już o bazie. Wszystkie wyloty tuneli czasoprzestrze

się w wąskim pasie przestrzeni zaledwie ćwierć jednostki astronomicznej od fotosfery

gwiazdy tego systemu, dokładnie w płaszczyźnie ekliptyki Drogi Mlecznej. Krótko mówiąc,

gdyby przeciętny człowiek mógł zobaczyć te anomalie, ujrzałby kłębowisko gigantycznych

węży wijących się za mknącą przez pustkę kosmosu gwiazdą. Galaktyka, wbrew pozorom, nie

była bowiem monolitem. Pojedyncze gwiazdy, gromady, mgławice, wszystkie elementy

szerokiego na sto siedemnaście tysięcy lat świetlnych wiru mknęły przez bezbrzeżną pustkę

z rozmaitymi prędkościami, czasami różniącymi się o dziesiątki tysięcy kilometrów na

sekundę, zatem nic dziwnego, że łączące je studnie grawitacyjne także pozostawały w ciągłym

ruchu. Mogło się nawet zdarzyć, że nadmiernie rozciągane rwały się i znikały, choć w skali